Loading...

25 historii na 25 lat

Mamy 25 lat! Z okazji urodzin chcemy podzielić się z Tobą częścią z wielu opowieści, które powstały przez ćwierć wieku działań na rzecz osób w drodze.

Jeśli je czytasz, to znaczy, że Ty również jesteś częścią historii Ocalenia – swoim zainteresowaniem, wsparciem i zaangażowaniem czynisz Polskę trochę bardziej przyjazną, otwartą, różnorodną. Bardzo Ci za to dziękujemy.

Chcesz dalej działać z nami? Zobacz ocaleniową listę życzeń urodzinowych.

Granatowe koło, a w nim ozdobny napis: 25 lat Fundacji Ocalenie

Estetyczna ewolucja i kawał historii…

Fundacja Ocalenie przeszła długą i wyboistą drogę, również pod względem estetyki.

Jakie logo było, każdy widzi. Nie czujemy żenady, patrząc na tę graficzną ewolucję. Może trochę się śmiejemy, ale głównie wzrusza nas ta droga i świadomość, jak wiele wspaniałych osób szło nią razem z nami w różnych momentach historii fundacji.

Te zmiany wizualne to też kawał naszej historii! Zaczynałyśmy jako maleńka organizacja z budżetem czterech tysięcy złotych. Przez lata liczyliśmy każdy grosz, robiąc to, na czym znamy się najlepiej: długoterminowo wspierając osoby cudzoziemskie w budowaniu życia w Polsce – najpierw w Warszawie, potem w Łomży i Łodzi. Od 2020 roku zaczęła się działalność interwencyjna związana z pandemią, następnie kryzysem humanitarnym na granicy, a potem pełnoskalową inwazją Rosji na Ukrainę. Dzięki Waszemu niesamowitemu wsparciu mogliśmy rozszerzyć działania, by lepiej odpowiadać na potrzeby osób w drodze. A potem, jak wiele innych organizacji, wróciłyśmy do walki o finansowe przetrwanie i musiałyśmy podjąć trudne decyzje o ograniczeniu działań, w tym zamknąć część biur.

Jednak od 25 lat jedno pozostaje niezmienne: jesteśmy i będziemy z tymi, którzy przeszli najwięcej i próbują budować bezpieczne życie w Polsce.

Pracownik Magazinu w czapce z daszkiem i białej koszulce z krótkim rękawem układa kartonowe pudła w pomieszczeniu wypełnionym ubraniami, butami i innymi przedmiotami na półkach i w pojemnikach.

Pożegnanie z Magazinem

Zamyka się ważny rozdział w historii fundacji. 13 czerwca swoje działania kończy Magazin – pierwszy bezgotówkowy sklep dla osób uchodźczych w Polsce. Przez 6 lat ze wsparcia rzeczowego skorzystało ponad 6 tysięcy osób klienckich. Ilość ubrań, kosmetyków, chemii czy przyborów szkolnych można by liczyć w setkach ton.

Historia Magazinu to wielka sinusoida. Było wiele momentów, gdy jego półki świeciły pustkami. Ale po naszych apelach zbiórkowych zawsze zasypywaliście nas potrzebnymi rzeczami.

Niejednokrotnie zapotrzebowanie na pomoc znacznie przekraczało nasze możliwości – zwłaszcza w pandemii i w pierwszych miesiącach po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę.  W szczytowych momentach do Magazinu przychodziło około 1000 osób miesięcznie, a kolejka ciągnęła się na kilkadziesiąt metrów.

Zamykamy Magazin, bo nie mamy już środków na jego finansowanie. Była to wyjątkowo trudna decyzja, bo wiemy, że ten rodzaj wsparcia jest nadal bardzo potrzebny.

Jednocześnie cieszymy się, że przez te kilka lat powstało w Warszawie więcej miejsc, w których osoby w potrzebie mogą dostać przedmioty potrzebne do życia.

Dziękujemy wszystkim osobom, które współtworzyły i wspierały to miejsce!

Wspomnijcie razem z nami, jakim wyjątkowym miejscem był Magazin, oglądając powstały w 2023 roku film w realizacji Agaty Grzybowskiej z muzyką Bartosza Dziadosza.

Film o niemocy

W listopadzie 2021 byłyśmy ciągle w szoku, obserwując wydarzenia w lasach przy granicy z Białorusią. Mimo wprowadzenia strefy zakazu wstępu, przez granicę przechodziły całe rodziny osób poszukujących w Polsce ochrony. Bardzo często ich kontakt z polskimi służbami kończył się wywózką na Białoruś. Podczas dyżurów prawie nie spałyśmy, funkcjonując w trybie przepakowywanie plecaków – pinezka – las – przepakowywanie – pinezka…

Był to również czas dużego zainteresowania mediów tematem. Razem z koleżanką umówiłyśmy się z niemiecką ekipą filmową na udział w zdjęciach do filmu dokumentalnego. Filmowcy spędzili w naszej bazie na Podlasiu trzy pełne dni… i nic się nie wydarzyło. Nie było ani jednej interwencji, mimo że poprzednia zmiana wyjeżdżała do lasu po kilka razy dziennie (kolejna zresztą też).

Byłyśmy tym bardzo przejęte. Zależało nam, żeby pokazać światu co się dzieje w polskich lasach. A tu, mimo wielu wiadomości spływających od osób uwięzionych w strefie granicznej, nikomu nie udało się pomóc.

A potem wydarzyło się coś zupełnie niespodziewanego. Film o tym, jak nie udało nam się pomóc ani jednej osobie uchodźczej, zdobył pierwsze miejsce na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Dokumentalnych w Lipsku, a następnie kilka kolejnych filmowych nagród i wyróżnień. Twórcom Border Conversations udało się uchwycić naszą determinację, frustrację i niemoc, która poruszyła widzów. Często wracam do tego obrazu i coraz bardziej go doceniam.

Szczęśliwka

Kursy polskiego dla osób cudzoziemskich, prowadzone przez najlepszą ekipę wolontariacką na świecie, odbywają się w fundacji już od 16 lat. Na lekcjach jest zawsze gwarno, wesoło i baaardzo kreatywnie. Osoby pracujące za ścianą czasem narzekają, że nie mogą się skupić, kiedy grupa po raz piąty śpiewa „Między ciszą a ciszą” Grzegorza Turnaua…

Ale kreatywność to nie tylko domena osób prowadzących zajęcia, ale też uczniów i uczennic. Weronika z zespołu kursów polskiego stworzyła nawet „Słownik najpiękniejszej polszczyzny”, gdzie zapisuje najlepsze słowotwórcze smaczki. Jest w nim na przykład „dzień niestetny”, w którym nic nie wychodzi, „śniadanek’, który jeden z kursantów przygotowuje sobie co rano, codzienne „sprzątanie zębów”, „szczęśliwka” (czyli szczęśliwa kobieta), “płaskoziemniaki” oraz „chusteczki hihiniczne” (do ocierania łez ze śmiechu) ♥♥♥

Nowy start Weroniki

Weronika ma 7 lat, gdy przyjeżdża do Polski z mamą i starszą siostrą. Uciekają przed wojną. Zatrzymują się w punkcie zakwaterowania dla osób uchodźczych z Ukrainy — miejscu ani trochę nieprzypominającym domu, ale bezpiecznym. Nowy kraj, nieznany język, obcy ludzie, tęsknota za domem i przyjaciółkami — wszystko to jest dla Weroniki źródłem lęku.

Kiedy dołącza do jednej z naszych świetlic, jest zamknięta w sobie, cicha, przestraszona. Na zajęciach siedzi smutna, ze spuszczoną głową. Unika udziału w zabawach, mówi, że nic nie potrafi. Rzadko odpowiada na pytania, a gdy coś jej nie wychodzi — szybko rezygnuje. Obawia się błędu, niedoskonałości, odrzucenia. Nie ufa nikomu. Trudno znosi obserwowanie sytuacji konfliktowych. Gdy dzieci kłócą się w jej obecności, reaguje płaczem.

Jak to zwykle bywa, zmiany następują powoli. Po miesiącach w bezpiecznym i wspierającym środowisku świetlicy, Weronika zaczyna się otwierać. Coraz chętniej uczestniczy w aktywnościach, coraz lepiej radzi sobie z tym, że coś jej nie wyszło i próbuje ponownie. Wraca do swoich pasji. Po roku zaczyna chodzić na zajęcia akrobatyczne i taneczne, bierze udział w konkursach. Jej mama zauważa, że Weronika nabiera odwagi i zaczyna siebie doceniać – nazywa swoje cechy i postrzega je jako element własnej wyjątkowości. Coraz lepiej radzi sobie w trudnych emocjonalnie sytuacjach – znajduje sposoby na uspokojenie lub szuka wsparcia u zaufanych dorosłych. Gdy widzi, że jakieś dziecko doświadcza przemocy, zgłasza to. W klasie kandyduje na przewodniczącą. Otwiera się na znajomości, nawiązuje przyjaźnie – uczy się współpracować, negocjować, beztrosko się bawić. Można powiedzieć, że przestaje bać się życia.

Takie przemiany zdarzają się zbyt rzadko. Nie każde dziecko z doświadczeniem uchodźczym ma dostęp do bezpiecznego środowiska i odpowiedniego wsparcia, które pozwala poradzić sobie z trudnymi doświadczeniami i rozwinąć skrzydła. A każde powinno dostać taką szansę.

Jakby nie było wojny

Po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę, powstaje wiele miejsc pomocowych dla osób uciekających przed działaniami zbrojnymi z Ukrainy. Ale osoby niebiałe albo pochodzenia romskiego często nie mają gdzie się podziać. Punkt noclegowy Biennale powstaje, aby zapewnić bezpieczne schronienie wszystkim osobom uciekającym przed wojną. Obserwujemy wiele trudnych momentów, przelewają się łzy, ludzie nie wiedzą co dalej, boją się o przyszłość.

Ale są też momenty nadziei i radości.

Wiosną 2022 roku uchodźczyni z Ukrainy w zaawansowanej ciąży jedzie do szpitala. Rodzi się tam mała dziewczynka. Mama daje jej imię po jednej z pracowniczek punktu. Wszyscy świętują nowe życie.

Inny moment. W punkcie zorganizowany został darmowy kącik z ubraniami. Na początku panie są nieśmiałe i niepewnie przeglądają kosze z odzieżą i bielizną. Ale z każdą minutą atmosfera się zmienia. Pracowniczka punktu wspomina: “Wygrzebywałyśmy kolejne ubrania, klientki mierzyły, wymieniały się i wspólnie wybierałyśmy najfajniejsze albo najśmieszniejsze kreacje. Było głośno, mnóstwo śmiechu, a ciuchy i staniki latały po całej powierzchni sklepu. Zupełnie jakby na tych kilka minut świat się zatrzymał i nie było żadnej wojny.”

Punkt noclegowy zorganizowany razem z Biennale Warszawa działał przez 6 miesięcy. W tym czasie gościło u nas 1100 osób z: Uzbekistanu, Turkmenistanu, Tadżykistanu, Azerbejdżanu, Białorusi, Gruzji, Rosji, Maroko, Afganistanu, Palestyny, Arabii Saudyjskiej, Bangladeszu, Nigerii, Gambii, Turcji, Syrii, Mołdawii, Pakistanu, Nepalu, Algierii, Armenii, USA i Ukrainy. Schronienie znalazło w nim też kilka psów, kotów, królików i jeden żółw.

Jedziemy tam, potrzebujemy Was!

Była połowa sierpnia 2021 r. Od tygodni docierały do nas informacje o tym, że od wiosny przez zieloną granicę na Podlasiu przechodzi coraz więcej osób. W końcu zadzwonił do nas dziennikarz Piotr Czaban, który opowiedział o grupie 50 osób przetrzymywanych po polskiej stronie granicy, w Usnarzu Górnym. Wśród nich kobiety i małe dzieci. Był środek wakacji, sezon urlopowy, a my równocześnie otwieraliśmy nasze nowe biuro w Łodzi.

18 sierpnia o 6 rano większość zarządu spotkała się w pociągu do Łodzi. Po krótkiej dyskusji miałyśmy decyzję: jedziemy do Usnarza. Zaczęliśmy dzwonić i sprawdzać, kto może z nami jechać. Szybko ustaliłyśmy: pojedzie Piotrek i Kala z zarządu, w roli tłumaczki mentorka kulturowa Tahmina, a następnego dnia dojedzie do nas prawnik Tadek. Do samochodu z Kalą, Piotrkiem i Tahminą dosiądzie się także na wszelki wypadek poseł Maciej Konieczny z Razem. Na nasze media społecznościowe wrzuciłyśmy post: JEDZIEMY NA GRANICĘ! POTRZEBUJEMY ŚPIWORÓW, NAMIOTÓW, POWERBANKÓW I JEDZENIA DLA MAŁYCH DZIECI.

10 godzin później, już w Warszawie, spotkałyśmy się pod biurem na Kruczej, by spakować te kilka śpiworów i namiotów, które przyniosły osoby zaalarmowane na mediach społecznościowych. Jednak okazało się, że nie jesteśmy w stanie zmieścić się w samochodzie bo… zastaliśmy CAŁĄ SALĘ LEKCYJNĄ wyłożoną prawie pod sufit sprzętem, ubraniami, produktami higienicznymi i jedzeniem. Nie mogłyśmy w to uwierzyć. W ciągu jednego dnia przyniosłyście i przynieśliście do nas tyle rzeczy, że potrzebowalibyśmy co najmniej kilku kursów osobówką, by opróżnić całe te zapasy. Fala solidarności, którą tego pierwszego pamiętnego dnia zostałyśmy zalane, zszokowała nas i onieśmieliła.

Wzruszeni i wciąż zaskoczeni, spakowaliśmy  co się dało i jeszcze tego samego dnia byłyśmy w Usnarzu. Reszta – jak wiecie – to już historia.

P.S. Wszystkie Wasze śpiwory, namioty, powerbanki i reszta rzeczy przyniesiona do nas tego dnia, trafiła do osób w drodze na granicy polsko-białoruskiej. W pierwszych tygodniach naszej działalności, na początku kryzysu humanitarnego były one zalążkiem naszego granicznego magazynu.

Historia o przyszłym dyrektorze banku

Deniz ma 18 lat, jest Kurdem pochodzącym z Turcji i uczniem technikum ekonomicznego. Od ponad 10 lat mieszka w Polsce. To tutaj dorastał, uczył się i zaczął marzyć o swojej przyszłości.

Jego przygoda z Fundacją Ocalenie trwa już cztery lata. „To czas, który całkowicie odmienił moje życie” – mówi Deniz. Trafił do Fundacji, bo potrzebował wsparcia edukacyjnego, które otrzymał w ramach programu tutoringowego Wiedza do potęgi. Jak sam wspomina, początkowo był nieśmiały i zamknięty w sobie. Otwierał się powoli. Zaczął uczestniczyć w zajęciach plastycznych, rozmowach, wyjściach na kręgle czy siatkówkę. W bezpiecznym, wspierającym środowisku odważył się  być sobą – ambitnym, otwartym i aktywnym.

Zaczął działać na rzecz swojej społeczności. Wspólnie z kolegą stworzył kurs dla osób przygotowujących się do egzaminu ósmoklasisty i ósmoklasistki, a także zainicjował projekt „Polski na maxa” na Instagramie, aby pomagać innym uczyć się języka polskiego. Sam Deniz też miewał trudności w nauce i musiał powtarzać klasę. Ale gdy zmienił szkołę i dostał odpowiednie wsparcie, kolejny rok skończył już ze średnią 4,65.

Od dziecka marzył, by zostać dyrektorem banku. Na początku nie do końca rozumiał, co to dokładnie znaczy – po prostu chciał pomagać innym i mieć wpływ.  W trzeciej klasie technikum nadszedł czas na praktyki zawodowe. Dzięki wsparciu partnera programu Fundacji BNP Paribas i zaangażowaniu Deniza, chłopak trafił na praktyki do BNP Paribas.

„To nie są zwykłe praktyki” – opowiada. Miał okazję pracować w różnych działach, poznać strukturę banku od środka, a nawet być „tajemniczym klientem”. Czuje się częścią zespołu. „Zawsze ktoś zapyta, czy wszystko w porządku, czy nie potrzebuję przerwy, herbaty, czy po prostu rozmowy. Jest tam ciepła, przyjazna atmosfera – taka, która sprawia, że chcę się rozwijać i uczyć więcej. Czasem żartują, że nie będę dyrektorem, tylko… prezesem. I to daje ogromną motywację!”

W Ocaleniu Deniz jest znany jako chłopak, który zaraża energią, i zawsze ma coś motywującego do powiedzenia. Dobrze pamiętamy 14-letniego chłopca, który z nieśmiałością wchodził w progi fundacji. Dziś wierzy w siebie tak mocno, jak my wierzyłyśmy w niego od początku.

Lekcja polskiego. Na pierwszym planie mężczyzna zapisuje coś na kartce. W tle nauczyciel przy tablicy.

Ocalenie zmienia ścieżki kariery

Wolontariat w Ocaleniu może być pierwszym krokiem do odkrycia swojego zawodowego powołania. Od lat docierają do nas historie osób, które zaczęły z nami uczyć polskiego, zafascynowały się tematem i w konsekwencji podjęły studia glottodydaktyczne.

Tak było z Weroniką, która dziś jest częścią ocaleniowego zespołu:

„Przyszłam na wolontariat na kursy, bo zawsze lubiłam zabawy i ciekawostki językowe. Pracowałam w przeszłości w redakcji jako dziennikarka, więc wydawało mi się, że umiem się tym polskim w miarę poprawnie posługiwać. A okazało się, że przez 30 lat życia nie wiedziałam o języku polskim rzeczy, o których miałam uczyć już na trzeciej lekcji! Okazało się, że samo uczenie, a przede wszystkim spotkania z grupą i wspólne rozgryzanie polskiego daje tyle frajdy, poczucia sensu i satysfakcji, że po pierwszym trymestrze zapisałam się na studia podyplomowe z nauczania języka polskiego jako obcego.”

Tak  tu tylko zostawimy, że kolejna rekrutacja na wolontariat już w sierpniu. 😉

Uchodźca współczuje strażnikom granicznym

To były pierwsze święta Bożego Narodzenia na polsko-białoruskiej granicy. Najstraszniejsza zima kryzysu humanitarnego, podczas której działała strefa zamknięta, zwana zoną. Ludzie w drodze ryzykowali życiem próbując przez zaspy i kilkunastostopniowe mrozy dostać się do bezpiecznego miejsca. Wtedy Fadi, uchodźca z Syrii, napisał do nas pierwszy raz. Niestety, zanim wydostał się z zony, został złapany przez strażników granicznych i wypchnięty do Białorusi. Po pushbacku pozostał z nami w kontakcie.

Wysyłał zdjęcia z lasu, gdy siedział z kolegami przy ognisku w ciemności. Opowiadał o tym, jak tęskni za dziećmi i żoną, pokazywał ich zdjęcia. Pisał z troską o straży granicznej, że im współczuje, że przez niego nie spędzają świąt z rodziną, tylko marzną w zimnym lesie. Ten mężczyzna, który został brutalnie potraktowany przez funkcjonariuszy, głodny, zmarznięty, zdesperowany, miał wobec swoich oprawców więcej ciepłych uczuć i widział w nich więcej człowieczeństwa, niż oni widzieli w nim.

Fadi jest wrażliwą osobą. Gdy po raz kolejny udało mu się dostać do Polski, ze smutkiem i strachem wysłał zdjęcie znalezionego po drodze poroża jelenia. Było mu szkoda zwierzęcia, które umarło. Odetchnął z ulgą, gdy dowiedział się od wolontariuszki, że jelenie co roku zrzucają poroże i żyją dalej.

Gdy wreszcie udało nam się go znaleźć, był początek stycznia i -3 stopnie, leżał śnieg. Fadi był sam. Został umieszczony w specjalnym termicznym namiocie, w który mógł przespać się i ogrzać. Wraz z nim czekały wolontariuszki, próbujące odgrzać jego poodmrażane nogi. Interim, czyli środek tymczasowy z Europejskiego Trybunału Praw Człowieka zakazujący państwu polskiemu ponownego wyrzucenia Fadiego, przyszedł po 8 godzinach. Straż wezwana przez wolontariuszki zabrała Syryjczyka i nie wywiozła go do Białorusi. Zamiast tego, trafił do przypominającego więzienie strzeżonego ośrodka dla cudzoziemców – jak się miało potem okazać – na wiele długich miesięcy.

Przez ten cały czas wspieraliśmy go prawnie, wysyłaliśmy paczki, o które prosił – z ubraniami i zdjęciami jego dzieci. Po kilku miesiącach bezprawnego pozbawienia wolności i nieludzkiego traktowania, zdesperowany Fadi wraz z kilkoma innymi Syryjczykami postanowił wszcząć strajk głodowy. Z tego, co wiemy, był to pierwszy i jedyny strajk, który rzeczywiście zakończył się wypuszczeniem strajkujących. Po kilku dniach pojawił się, już jako wolny człowiek, w drzwiach fundacji na Kruczej.

Uściskał wolontariuszki, które mu pomogły, podziękował prawnikowi i innym osobom, które go wspierały. Pytany, czy naprawdę nic nie jadł w trakcie strajku, nawet cukierka, odpowiadał ze śmiechem: byłem w syryjskim więzieniu, wiem co to znaczy nie jeść. Ten strajk tutaj to nic, w porównaniu do Syrii.

Fadi jest już spokojny i szczęśliwy, bo udało mu się połączyć ze swoją rodziną. Opanował już nowy język na tyle, że szuka pracy. I jak zwykle kazał pozdrowić całe Ocalenie!

Uszyć przyszłość

Dwie kobiety z Kirgistanu, mama i córka, zostawiły w swojej ojczyźnie dobrze prosperującą firmę. Musiały uciekać, bo groziło im tam śmiertelne niebezpieczeństwo. W Polsce zaczynały od zera. Najpierw mieszkały w ośrodku dla cudzoziemców, potem udało im się przeprowadzić do wynajętego mieszkania. Wiele osób z doświadczeniem uchodźczym podejmuje pracę poniżej kwalifikacji, aby przeżyć. Początkowo tak było również w ich przypadku. Gdy podczas pandemii straciły pracę w gastronomii, zaczęły myśleć o powrocie do przedsiębiorczości:

„Pomysł na szycie torebek rozpoczęłam razem z mamą w 2020 roku. Na początku było jako hobby – szyłyśmy torebki na aukcje, korzystając z materiałów z drugiej ręki, które otrzymywałyśmy od znajomych, a także dzięki wsparciu Chlebem i Solą i Fundacji Ocalenie. Z czasem zaczęłyśmy otrzymywać coraz więcej zamówień, a nasze hobby przerodziło się w pomysł stworzenia własnej marki – „Zhanat Bags”. Nazwa Zhanat to połączenie pierwszych liter imion członków naszej rodziny. To wspólne marzenie moje i mojej mamy. Szukałyśmy czegoś, co nas połączy – a szycie stało się naszą pasją, która daje nam ogromną radość i satysfakcję.”

Dziś ich piękne, finezyjne torby i nerki cieszą się dużą popularnością. W Ocaleniu nosi je z dumą pewnie co trzecia osoba.

Pracując na co dzień z osobami z doświadczeniem uchodźstwa, wiemy, jak często ich ambicje i aspiracje nie mogą być realizowane przez zderzenie z systemowymi barierami. Dlatego szczególnie porusza nas ta historia i cieszymy się, że możemy być jej częścią.

Zdjecie z aukcji sztuki Regugges Welcome z 2025 roku w MSN. Ekran z tytułem aukcji. Scena podczas licytacji.

Historia pewnej aukcji

Jest rok 2015, Angela Merkel ogłasza “Damy radę”, przekonana, że niemieckie społeczeństwo poradzi sobie z migracją. To początek spadku jej popularności, weryfikacji europejskich wartości, czas ogromnego kryzysu polityki migracyjnej w Europie i równocześnie moment niezwykłego społecznego poruszenia. Jak zawsze, to przede wszystkim oddolne inicjatywy starały się dawać radę. To właśnie wtedy do pod skrzydła naszej Fundacji trafił program Refugees Welcome, który jest częścią ogólnoeuropejskiego ruchu. Łączy osoby z Warszawy z osobami uchodźczymi, które potrzebują pokoju, miejsca, w którym mogą spokojnie mieszkać, uczyć się, pracować. Mieszkanie z osobą “stąd” daje im możliwość kontaktu z językiem, kulturą, a także wsparcia w codziennych zmaganiach. Program jest świetną inicjatywą i cenną odpowiedzią na to, w jaki sposób radzić sobie z integracją osób uchodźczych i migranckich. W Fundacji brakuje jednak środków na jego utrzymanie. Trudno zrezygnować z działania, które tak świetnie się sprawdza. Pojawia się pomysł, aby zebrać pieniądze na aukcji charytatywnej. Koordynatorki znają kogoś, ktoś zna kogoś, rusza lawina. I tym sposobem 18 czerwca 2017 roku trafiamy do ogródka klubu Dzik na warszawskim Mokotowie. Prace na sprzedaż dumnie prezentują się na symbolicznych “postumentach” i powiewają przypięte klamerkami do rozciągniętych nad głowami licytujących sznurków. Aukcję prowadzi Rafał Bryndal, udaje się zebrać 40 tys zł. Wystarczy na utrzymanie programu. Wszyscy oddychają z ulgą.

Tym sposobem rodzi się nowa fundacyjna inicjatywa – aukcja Refugees Welcome. Siedem lat później wystawa jest jedną z pierwszych w nowopowstałym budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Od tej pierwszej edycji aukcja się zmieniła, spoważniała, sprofesjonalizowała. W najlepszym momencie wylicytowane dzieła osiągnęły cenę ponad milion złotych, a sama inicjatywa nie tylko utrzymuje program Refugees Welcome, ale także częściowo działania Centrum Pomocy Cudzoziemcom.

O czym jest ta historia? O determinacji, pomysłowości i o tym, z czym zmagamy się jako organizacja. To także opowieść o tym, jak bardzo nie byłoby Fundacji Ocalenie bez sojuszników i sojuszniczek, i jak bardzo nasze działania są wspólnymi sukcesami każdej z osób, która kiedykolwiek zaznaczyła swoją obecność w 25-letniej historii Fundacji.

Uważaj, czego sobie życzysz

Był początek 2020 roku. Nasza koleżanka Ania z zespołu Centrum Pomocy Cudzoziemcom, stojąc na fundacyjnym balkonie, nonszalancko rzuciła do kilku osób, że jakoś tak ostatnio nudnawo w tej naszej rzeczywistości,  nic spektakularnego się nie dzieje.

“Potrzymaj mi soczek” – powiedziała na to rzeczywistość.

W kwietniu 2020 roku zamknęliśmy biuro ze względu na obostrzenia COVID-owe, tysiące osób cudzoziemskich straciło pracę i środki do życia, liczba konsultacji wzrosła prawie o 50% i po raz pierwszy w historii fundacji zaczęłyśmy na niespotykaną dotąd skalę udzielać pomocy żywnościowej.

Następny był Usnarz i początek kryzysu na polsko-białoruskiej granicy, kiedy Ocalenie stało się organizacją udzielającą także pomocy humanitarnej. A nim zdążyłyśmy się przyzwyczaić do nowych wyzwań, przyszedł luty 2022 roku i pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę. A z nią tysiące zagubionych osób, które musiały poukładać sobie życie na nowo w innym kraju.

Próbując nadążyć za tymi wyzwaniami, Fundacja przeszła wiele zmian strukturalnych i organizacyjnych. Dużo bardziej uważamy też, czego sobie życzymy podczas pogawędek na balkonie.

O przetrwaniu

Nadia ma zaledwie 18 lat, gdy razem z rodzeństwem przekracza granicę polsko-białoruską z nadzieją, że w kraju Unii Europejskiej w końcu będzie bezpieczna. W swoim młodym życiu zdążyła już przejść przez piekło. Na własnej skórze doświadczyła, czym jest życie w kraju pogrążonym w chaosie. Mundur kojarzy jej się już tylko z przemocą i strachem. Podczas ucieczki przed walkami, została rozdzielona z rodzicami. Do dziś nie wie, co się z nimi stało.

Polska nie wita jej i jej rodzeństwa z otwartymi ramionami. Zarówno białoruscy, jak i polscy pogranicznicy, mierząc do nich karabinami, przepychają ich przez granicę. Są pushbackowani trzy razy. W końcu, dzięki interwencji osób aktywistycznych, udaje się skłonić Straż Graniczną do przyjęcia ich na placówkę. Mimo że Nadia jest w złym stanie zdrowia, ma pod opieką niepełnoletnią siostrę, a za sobą doświadczenie przemocy, zostaje skierowana do strzeżonego ośrodka dla cudzoziemców. Tam jej zdrowie tylko się pogarsza. Dziewczyna boi się mundurowych, którzy przypominają o jej o tym, czego doświadczyła ona i jej najbliżsi. Nie może spać w nocy, szkodzi jej złej jakości jedzenie.

W ośrodku ktoś przekazuje jej kontakt do Ocalenia. Dziewczyna zwraca się do nas po pomoc. Po trzech miesiącach i dzięki wsparciu prawnika z fundacji, udaje się doprowadzić do zwolnienia obu sióstr. Po kilku miesiącach dołącza do nich brat. Jej rodzeństwo nie chce zostać w Polsce. Obawiają się o swoje bezpieczeństwo i nie mają zaufania do tego państwa. Nadia zostaje. Twierdzi, że drugi raz nie przeżyłaby tego samego – kontaktu ze służbami, kolejnego ośrodka…

Dołącza do programu Refugees Welcome Polska, poprzez który wspieramy osoby uchodźcze w znalezieniu mieszkania i osiągnięciu samodzielności. Otrzymuje status uchodźcy. Szybko, przy wsparciu fundacji, znajduje pokój do wynajęcia. Niedługo potem podejmuje pracę. Krok po kroku układa swój świat na nowo.

3 lata później jest już samodzielna. Wynajmuje mieszkanie, pracuje, mówi po polsku, ma swoje grono znajomych. Wszystko, czego doświadczyła – przemoc, rozłąka z bliskimi, niepewność co do losu rodziców, tęsknota za domem – nadal w niej jest i zawsze będzie. Ale umie już myśleć o tym, co przed nią, widzieć dobre strony życia. Powoli wraca do dawnej siebie – pewnej siebie, otwartej na ludzi i kochającej się śmiać. W przyszłości chciałaby podjąć studia prawnicze.

Zdjęcie, które wywołuje uśmiech

Dwie postaci siedzą i patrzą w telefon. Czarny mężczyzna i biała kobieta. Dla większości osób to opowieść o wsparciu, którego udzielamy w fundacji, utrwalona chwila konsultacji, których udzielamy każdego dnia. Niedawno dowiedziałyśmy się, że to zdjęcie zawsze wywołuje uśmiech na twarzy jednej z doradczyń zawodowych. Pan na zdjęciu przyszedł na konsultacje po raz pierwszy. Przypadek chciał, że trafił na sesję zdjęciową. Podczas spotkania zapisał się na organizowany przez fundację kurs obsługi wózków widłowych i chwilę później, po jego ukończeniu, znalazł pracę. Ekspresowa droga od poszukiwania pracy do jej znalezienia, tak rzadka, biorąc pod uwagę sytuację osób migranckich na polskim rynku pracy. Podobno jedno zdjęcie to więcej niż tysiąc słów ;), ale takiej puenty, nigdy nie wymyśliłybyśmy same.

Chłopiec czyta komiks

Matvii idzie do szkoły

Matvii i jego mama uciekli do Polski z ogarniętej wojną Ukrainy. Mama Matviia zwróciła się do Centrum Pomocy Cudzoziemcom, bo od dłuższego czasu nie mogła zapisać syna do szkoły. Placówka odmawiała przyjęcia dziecka, bo mama nie miała umowy najmu mieszkania. Warto dodać, że dla osób z jej statusem umowa najmu nie jest konieczna, aby szkoła przyjęła dziecko.

Rodziną zajęła się nasza mentorka kulturowa. Telefonowała do wydziału oświaty, pisała pisma, aż wreszcie wygrała z biurokratyczną machiną. Matvii został przyjęty do szkoły, która do tej pory mu odmawiała. Z wdzięczności podarował mentorce rysunek, przedstawiający chłopca idącego do szkoły.

Po zakończeniu roku szkolnego mama Matviia opublikowała na swoim profilu na Facebooku post, w którym napisała, że syn świetnie się odnalazł w nowej szkole. Pokazała też zdjęcia dyplomów i nagród, które otrzymał chłopiec.

Cieszymy się, że Matvii jest szczęśliwy w nowej szkole i że może w Polsce uczyć się i rozwijać bez przeszkód!

Włamanie na żądanie – historia wolontariuszki

Podczas dyżurów na polsko-białoruskiej granicy zwykle niewiele się śpi, jest też sporo napięcia. Pewnego letniego poranka w 2023 roku podwiozłam grupę pomagającą do lasu. Byłam trochę zdenerwowana, niepewna kierunku, sygnał GPS zanikał. Kiedy wreszcie wyjechałam z lasu i zaparkowałam pod lokalnym sklepem spożywczym, z ulgą wysiadłam z samochodu i zamaszyście zamknęłam za sobą drzwi… Niemal w tej samej sekundzie uświadomiłam sobie, że drzwi są zablokowane, a w środku zostały kluczyki, dokumenty i co najważniejsze – telefon, przez który kontaktowałam się z osobami pomagającymi. Miałam po nie za chwilę wrócić.

W panice i ze łzami w oczach zaczepiłam jedyne osoby na parkingu przed sklepem – dwóch robotników, którzy właśnie wysiadali z auta. Udostępnili mi telefon. Jedyny numer, który byłam sobie w stanie przypomnieć, to numer do mamy, która skontaktowała się z moim mężem, który z kolei zadzwonił do osób z Ocalenia. Kiedy ja opowiadałam o swoim beznadziejnym położeniu, panowie próbowali drutem przez uszczelkę otworzyć samochód z zewnątrz. Bez skutku.

W pewnej chwili podszedł do nas lokalny mężczyzna, który chyba “znał się na rzeczy”. Stwierdził, że zaprowadzi panów do sklepu, gdzie kupią odpowiedni sprzęt. Zgodzili się z nim pójść, ale wrócili po chwili twierdząc, że jednak “pożyczyli” pręt z pobliskiego płotu 🤦. Kiedy przystąpili do działania, na ulicy zatrzymał się patrol straży granicznej, ale najwyraźniej przekonał ich mój niewinny uśmiech – pojechali dalej. Po kilku minutach samochód był otwarty, bez najmniejszej ryski. Kiedy zapytałam panów, jak mogę się odwdzięczyć (w głowie miałam czteropak), poprosili, żeby się za nich… pomodlić. Ruszyłam zatem do lasu z modlitwą na ustach 😇

Chodził ciszej niż kot

Znalezienie dachu nad głową jest dużym wyzwaniem dla osób z doświadczeniem uchodźczym. Przeszkodą są nie tylko bardzo ograniczone środki, ale też powszechna dyskryminacja na rynku mieszkaniowym. Dlatego w ramach programu Refugees Welcome Polska łączymy osoby migranckie z mieszkankami i mieszkańcami Warszawy, które i którzy chcą na jakiś czas zaoferować im pokój w swoim domu. Tak swoje doświadczenie wspomina gospodyni Kinga:

„Mój gość uczy mnie jak być silnym, nie tracić nadziei i czynnie kształtować swój los w bardzo trudnej sytuacji. (…) Kiedy moje ostatnie dorosłe dziecko wyprowadziło się, w moim domu zrobiło się miejsce dla kogoś nowego. Mam wielką niezgodę na to, jak Polska „radzi sobie” z kryzysem na polsko-białoruskiej granicy i dlatego pomyślałam, że mogę przyjąć uchodźcę i w ten sposób jakoś pomóc. (…) Początkowo mój gość, nie chcąc być uciążliwym, robił wszystko, by być niewidocznym. Chodził ciszej niż mój kot i nie zostawiał po sobie żadnych śladów w kuchni czy łazience. Trochę czasu zajęło przekonanie go, że może czuć się swobodnie, bo to jest teraz również jego dom.”

Każda z historii wspólnego mieszkania to inna, poruszająca opowieść. W naszym filmie o programie Refugees Welcome możecie zobaczyć, jak tę wspólną rzeczywistość kształtują Mohamad, Joanna i Zdzisław.

Więcej historii wkrótce...

To top